Życie,
uratowane przez budzik.
"Przypadek" Odc.1.
Był 1983 rok. Wybudziłam się po porannym "cesarskim cięciu". Przyniesiono moją córeczkę. Przytuliłam ją, a ona po chwili zaczęła szukać piersi. Najadła się i po chwili zasnęła.
Córeczkę odwieziono. Chwilę odpoczęłam, zjadłam posiłek. Później polecono mi wstać i trochę spacerować. Na korytarzu był telefon na żetony, więc zadzwoniłam przed 15 do męża.
- Przynieś mi nasz budzik. Ostatnie karmienie mam o 22. Rano muszę wstać przed 6. Nie chcę zaspać a na sali jestem teraz sama.
Mąż przyniósł i podał przez pielęgniarki nasz bardzo głośny mechaniczny budzik i kilka drobiazgów, o które prosiłam. Budzik ustawiłam na 21:40. Po południu przywieziono do sali kobietę, która miała rodzić za kilka dni. Trochę rozmawialiśmy. Zasnęłam po kolacji spokojna, że budzik obudzi mnie przed karmieniem o 22.
Obudził mnie głośny dzwonek budzika.
Ledwo otworzyłam oczy, gdy gwałtownie otworzyły się drzwi i do sali wpadły trzy pielęgniarki.
- Co się stało? – zaniepokojone pytały od progu.
- Nic. To tylko dzwonił mój budzik – odpowiedziałam zaspana.
- Strasznie głośno. Myśleliśmy, że nacisnęła pani dzwonek alarmowy. Że coś się stało – mówiła, już spokojnie, pielęgniarka.
- A pani się nie przestraszyła? – zapytała druga podchodząc od leżącej kobiety, która poruszała ramionami, tak jakby płakała. Kobieta nie odpowiedziała, tylko dalej poruszała ramionami i głową. Pielęgniarka podeszła z drugiej strony łóżka i nagle krzyknęła.
– Dziewczyny, szybko, do mnie! – Wszystkie zaczęły się przy niej fachowo krzątać.
Zabierzemy ją do innej sali – zdecydowała pielęgniarka. Sala jest wolna, a pani będzie mogła spokojnie nakarmić dziecko i wyspać się po cesarskim cięciu.
To dziwne - pomyślałam - bo przedtem położyły ją w mojej sali, bym miała z kim porozmawiać.
Przywieziono córeczkę. Nakarmiłam moje maleństwo. Gdy zasnęła, odwieziono ją z powrotem a ja spałam bez przerwy, aż do porannego budzika.
Dopiero rano, podczas obchodu, pielęgniarka opowiedziała, co się stało.
- Pani budzik uratował tej kobiecie życie. Podczas snu miała atak padaczki i zakrztusiła się. Gdyby budzik nie ściągnął nas do sali to mogłaby się udusić. Niewiele brakowało. Ona nie powiedziała nam wcześniej o swojej chorobie, lecz teraz jest już bezpieczna, pod obserwacją w sali obok pokoju pielęgniarek.
Nasz dobry głośny budzik - pomyślałam. - Uratował kobietę i jej jeszcze nienarodzone dziecko.
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej 'Polityce Cookies'.
Dowiedz się więcej o nasze Polityce cookies